poniedziałek, 27 maja 2013

Jak zrobić żonkile - krok po kroku

Póki jeszcze jest wiosna :)

Niedawno dostałam do przetestowania swoje pierwsze foremki. Niemiecka firma Staedter. Moim zadaniem było zrobienie małego tutorialu z ich wykorzystaniem. Zestaw zawiera trzy części do wykonania orchidei. Oczywiście one również na blogu się pojawią, ale skoro w koło jeszcze wiosna, na pierwszy rzut poszły żonkile :)

Taki oto zestaw :)

Może jeszcze dwa słowa o jakości foremek. Po raz pierwszy spotkałam się z takim wykonaniem. Wszystko idealnie dopracowane. Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Materiał, który dobrze trzyma swoją formę i nie odkształca się (przetestowałam!). Nawet na bokach mają wytłoczone znak firmowy. Zdecydowanie polecam, i tu nie tylko chodzi o robienie komuś reklamy ;)

Od razu wiadomo, że firmowe ;)

Przechodząc teraz do właściwego tematu. Najważniejsze oczywiście jest przygotowanie sobie miejsca pracy. Zawsze wyciągam wszystko co może mi być potrzebne :)
Masa cukrowa potrzebna w trzech kolorach + pomarańczowy barwnik spożywczy w proszku.

Dwa odcienie żółtego, biały i trochę pomarańczu :)

Zaczynamy od przygotowania środków kwiatów. Długi biały słupek a w środku cieniutki drucik zdatny do kontaktu z żywnością.

Słupki :)

Z ciemniejszego żółtego kawałka robimy dwie tej samej wielkości kulki a z nich stożki. Narzędzie z grubym kolcem wbijamy w środek tworząc tulejkę.

Tulejki :)

W środku, za pomocą wykałaczki odciskamy w niewielkich odstępach linie. Pozostawiamy "dzwoneczki" do wyschnięcia.

Wykałaczka to bardzo dobre narzędzie przy modelowaniu :)

Czas na płatki. Rozwałkowujemy jasny żółty lukier plastyczny. Foremką wykrawamy płatki - po dwa na każdy kwiatek.

Nasze płateczki :)

Musimy nadać im teraz teksturę, żeby wyglądały bardziej naturalnie. Na gąbeczce, za pomocą dwustronnie zaokrąglonego narzędzia delikatnie rozciągamy brzegi okrężnym, sprawnymi ruchami.

Trening czyni mistrza ;)

Następnie narzędziem (moje ulubione, wygląda jak u dentysty :D ) z lekko zakrzywionym, cienkim szpicem, tworzymy na płatkach po trzy linie. Od środka do zewnątrz. Końcówki płatków automatycznie nam się robią szpiczaste. Żeby wzmocnić efekt, smaruję je odrobina wody i sklejam.

A jakie jest Wasze ulubione narzędzie? :)

Poniżej wklejam zdjęcie, które jest skrótem tego co robiliśmy przed chwilką. Dokładnie widać jakich narzędzi trzeba użyć :)

Po kolei :)

Z gazetki "Dekoracja Ciast" mam takie fajne podkładki do suszenia kwiatków, ale równie dobrze można zrobić je układając folię aluminiową na szklankach :) Łączymy na nich płatki, lekko sklejając wodą.

Zaczyna nabiera kształtów :)

Bierzemy nasze podeschnięte tulejki i pomarańczowy barwnik. Pędzelkiem, na sucho cieniujemy ich krawędzie.

W trakcie...

Jeszcze jedno zdjęcie kiedy wszystko już zrobione.

...i gotowe :)

Środek "dzwoneczków" smarujemy odrobiną wody. Teraz możemy dostosować długość pręcików i je w środku przykleić.

Pozostawiamy na chwilę żeby podeschło

Ostatni punkt to sklejenie wszystkiego w całość. Teraz nasze kwiatki wyglądają jak kwiatki :)

Teraz porządne suszenie.
Najlepiej pozostawić je tak przez całą noc, może też być dłużej. Do zaprezentowania ich na ciasteczku upiekłam babeczki. Kremem maślanym zrobiłam na górze "trawnik" ;)

Ostatnio bardzo polubiłam tą tylkę. Również z gazetki :)

E Voila! Jak Wam się podobają takie żonkile? Jeżeli ktoś z Was szukałby foremek, które wykorzystałam przy tworzeniu tych kwiatków TUTAJ je znajdziecie. Jak ktoś wykorzysta do czegoś ten tutorial to oczywiście czekam na Cudolepkowym fanpagu na zdjęcia. Pozostawiam Was z małą galerią zdjęć wiosennych babeczek :)

Na białym tle

Z góry

Z boczku ;)

Do przeczytania! :)

piątek, 17 maja 2013

Torcik Hello Kitty z różyczkami

Dla małej solenizantki :)

Kolejny z serii Hello Kitty. Oczywiście różowy, kwiecisty, słodki. W środku zero owoców. Takie życzenie, ma być normalny - czekoladowo waniliowy. Tak więc zrobiłam kakaowe biszkopty i przełożyłam zwykłym kremem serkowym. Na zewnątrz wysmarowałam kremem maślanym.

Warstwowo :)

Całość pokryłam różową masą cukrową.

W tle serduszka, których nie użyłam. Jakoś nie pasowały mi do całości ;)

Następnie zabrałam się za drobne dekoracje. Na pierwszy ogień poszły różyczki. Nie chciałam robić takich jak zawsze ciężkich, realistycznych. W końcu całość była utrzymana w bajkowym stylu. Wymyśliłam sobie banalne do zrobienia kwiatuszki. Wałeczki ciemno różowej masy rozwałkowałam i następnie "marszcząc" masę, zwijałam je w kółeczko.

Banalne...

Zrobiłam dużo małych kwiatków do obłożenia dolnej krawędzi i parę w różnych rozmiarach na górę.

...a efekt jest dobry ;)

Zaczęłam przygotowywać figurkę. Oczywiście wszystko osadzone na patyczku żeby nic się nie przewróciło.

Kot w częściach :P

Dół sukienki dorobiłam kiedy całość była już wbita do tortu. Falbaniasta, pasująca do różyczek ;)

Poskładany chociaż jeszcze bez oczu :D

Na koniec wystarczyło dodać napis, parę pnączy i listeczków zielonych żeby złamać tą landrynkową dekorację, ożywić i dopełnić nieco całość.

Parę szczegółów a ile dają ;)

I zbliżenie na kwiatuszki.


Jak Wam się podobają takie różyczki i cała dekoracja? Jak zawsze, czekam na Wasze opinie. Zapraszam oczywiście wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili do polubienia mojego facebooka. Bądźcie na bieżąco ;)

czwartek, 9 maja 2013

Biszkoptu nie trzeba sie bać, trzeba nim rzucić!

Przedstawiam Państwu biszkopt ;)

Zmora wielu kuchni. Moja też. Nie raz płakałam nad nim. Próbowałam wiele nowych przepisów jak i ze starej książki kucharskiej mojej babci. Nic nie wychodziło. Pięknie rosło a potem opadało, albo wcale nie rosło. Zbite, rozlazłe... Przeszłam wszystkie formy. W dodatku nie pomagał mi mój piekarnik z zepsutym termostatem. Z pomocą przyszła moja bratowa i mama Pawła. Okazało się, że obie mają taki sam przepis. Kuchnia Podkarpacia. Tam zawsze wszystko wychodzi. Zawsze podziwiałam ich "twory". Na szczęście podzieliły się ze mną ta wiedzą, a dzisiaj ja się nią dzielę z Wami :)
Składniki mam podzielone tak, że wiem ile czego wypada na jedno jajko. Przeważnie piekę każdy placek osobno. Wcześniej piekłam jeden wyższy i kroiłam go na trzy. Teraz może mam więcej pracy, ale są grubsze i lepsze w torcie. W tej notce podam przepis na blaszkę 22 cm. Tak więc potrzebujemy:

- 3 duże jajka
- 120 g cukru
- 75 g mąki pszennej tortowej
- 75 g skrobi ziemniaczanej
- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli

Na początek zalecam załączyć piekarnik na około 170ºC (ja nastawiam na 80ºC i tak czasem się przypali :D ) i przygotować tortownicę. Nigdy nie smarować i nie wysypywać niczym! Wystarczy wycięte kółko z pergaminu na dno. W ten sposób biszkopt rosnąc przyklei się do brzegów i nie zapadnie się :)
Tak wiec zaczynamy od oddzielenia żółtek. Białka wędrują do miksera razem ze szczyptą soli. Pamiętajmy, żeby robić to uważnie. Kiedy trochę żółtka przez przypadek dostanie się do białek to piana może się nam niewłaściwie ubić.

W tym momencie często zdarza mi się posadzić jajko na stole kiedy staram się delikatnie nadtłuc skorupkę :3

Szykujemy w jednej miseczce cukier a w drugiej mąki. Zawsze pamiętajmy o przesianiu ich z większej wysokości. W ten sposób mąkę dodatkowo napowietrzamy (kiedyś to wyczytałam w starej książce mojej babci :D ).

I w koło robi się biało... :)

Obie oczywiście mogą być w jednej miseczce razem z proszkiem do pieczenia. W ten sposób wszystko mamy przygotowane pod ręką :)

Nie wiem czemu, ale lubię ten widok :)

Możemy załączyć mikser i zacząć ubijanie piany. Nie bójmy się jej. Białka to nie kremówka i się nie zważy. Możną ją naprawdę długo miksować ;)

Puszek!

Jak piana zgęstnieje dodaję po łyżce cukier. Oczyszczam w trakcie brzegi misy. Jeszcze trochę ubijam. To powoduje, że całość jest jeszcze gęstsza i piana nie jest już taka delikatna. Po wyłączeniu miksera wszystko jest sztywne :)

Troch jak masa na bezy :)

Oczywiście oczyszczam rózgę szpatułką. Załączam znowu mikser ale tym razem na połowę mniejszych obrotach. Można to robić ręcznie delikatnie mieszając zawsze w jedną stronę, od zewnątrz do środka. Dodaję po kolei żółtka.

Żółteczka :)

Nie zmieniając biegu miksera zaczynam łyżką dosypywać powoli mąkę. Piana która utkwi nam w rózdze jest tak sztywna, że trzeba ją co jakiś czas ściągać żeby wszystko się dokładnie wymieszało.

Ostatnie składniki

Oczywiście cały czas zgarniam szpatułką mąkę z brzegów żeby nic nie zostało. Po wymieszaniu mamy gotowe ciasto. Wylewamy całość do przygotowanej wcześniej tortownicy i rozprowadzamy.

No i do piekarnika :)

Pieczemy około 20 - 25 minut, do "suchego patyczka". Wtedy wyciągamy go i zrzucamy z jakichś 30 - 40 cm na ziemię. Biszkopt się przestraszy, ucieknie z niego gwałtownie powietrze i nie opadnie. Poważnie! :D Nigdy po tym nie musiałam go jakoś specjalnie trzymać w piekarniku zanim ostygnie. Nie mam na to czasu. Przeważnie od razu wyciągam go z blaszki i szykuję następny :)

Nie trzeba się go bać :)

Jeżeli komuś z Was się przydał ten przepis to piszcie w komentarzach. Czekam jak zawsze :)

Poza tematem. Paweł zakupił statyw. Czy widzicie różnicę w zdjęciach? Dla mnie na pewno jest o wiele wygodniej. Nie potrzebuje nikogo do pomocy ;)

sobota, 4 maja 2013

Torcik dla fana piłki nożnej

Nie zmieścił mi się w kadrze :D

Torcik dla fana klubu piłkarskiego Górnik Zabrze (coś często robię torty związane z tą drużyną :D ).
Oczywiście zaczęłam od wypieczenia sobie biszkoptów. Bardzo mi tu spasowało ombre w odcieniach zieleni. Tak więc każdy biszkopt (a było ich 3) wypiekałam osobno kontrolując nasilenie koloru.

Czekają na poskładanie

Jeżeli ktoś by się zastanawiał, kiedy wiem, że dany kolor jest już odpowiedni, to tu dla Was zdjęcie. Zawsze podczas ubijania piany dodaję barwnik. Nie dodaję go na końcu bo ciasto czym dłużej będziemy mieszać, tym bardziej możemy pozbawić ją powietrza. A piana może kręcić się długo :) Wtedy też biorę troszkę i porównuję próbkę z poprzednią. W ten sposób wiem czy dodałam odpowiednio dużo barwnika. Zawsze kolor odrobinę się zmienia po dodaniu reszty składników!

I wiemy mniej więcej co nam wyjdzie ;)

Gotowe, ostudzone placki poprzekładałam brzoskwiniami i i kremem na bazie twarogu.

Zaczyna wyglądać jak torcik :)

Całość smaruję z zewnątrz kremem maślanym. Dzięki oddzielnemu wypiekaniu każdego placka, biszkopty są wyższe przez co całe ciasto zyskuje na objętości :)

Do lodówki na noc, porządnie się schłodzić :)

Rano najpierw pokryłam torcik zieloną masą plastyczną. Niestety często na brzegach mi ona pęka, ale wierzę, że trening czyni mistrza ;)

Murawa gotowa :)

Już w tym momencie dodałam na boku tortu herb. Oczywiście malowany ręcznie. Brakuje jeszcze na nim białych napisów, ale to się wydrapie jak całość porządnie wyschnie.

Za niedługo będę go malowała z zamkniętymi oczami :D

Następnie zabrałam się za zrobienie małych figurek piłkarzy. Obie w środku miały "rusztowanie". Cieniutkie druciki robiły za wsporniki z rączkach a grubsze w nogach.

Śmiesznie wygląda z tymi chudymi łapkami :D

Jeszcze wystarczyło dodać parę szczegółów do nich i gotowe. Bramkę też zrobiłam na druciku. Pojawiła się także piłka oczywiście.

Prawie jak prawdziwe boisko! :)

Tylką, którą dostałam w nr 20 "Dekoracji ciast i tortów" powyciskałam trawę z kremu maślanego. rewelacyjna ta końcówka. Bardzo ją polubiłam. Całość dopełnił napis na boku tortu.

Trawka :)
I jeszcze raz zdjęcie całości

Niestety nie mam zdjęcia jak to wyglądało w przekroju.
Jak Wam się podoba taki wzór torcika? Jak zawsze czekam na Wasze komentarze! Zapraszam! :)